130. rocznica fundacji kościoła w Rojowie.
Zamieszczamy tutaj wspomnienie pośmiertne fundatorki rojowskiej świątyni z 1899 roku
+ Aleksandra z Frezerów
Wężykowa (Wspomnienie pośmiertne).Zamieszczamy tutaj wspomnienie pośmiertne fundatorki rojowskiej świątyni z 1899 roku
Dnia 10 b. m. odprowadzaliśmy na wieczny spoczynek
przy licznym udziale duchowieństwa, krewnych, znajomych i ludu okolicznego
zwłoki ś. p. Aleksandry z Frezerów
Wężykowej, dziedziczki dób Rojowa, córki ś. p. Franciszka podpułkownika wojsk
polskich i Józefy Psarskich Frezerowej.
Znikły już nieomal szczątki bohaterów walki ,,za
naszą i waszą wolność”, a śmierć
nieubłagana przerzedza także pierwsze pokolenie owych weteranów, które się pod
ich wpływem chowało i ich duchem poświęcenia, miłości ojczyzny i patriotyzmu
było owiane.
Ojciec ś. p. Aleksandry, początkowo uczeń szkoły
kadetów w Chełmnie, później w Kaliszu, wstąpił w 1815 r. do armii polskiej, a
ukończywszy prawem przepisaną służbę w szeregach i kurs w szkole podchorążych, mianowanym
został w 1821 r. podporucznikiem w 1 pułku strzelców pieszych, dowództwa pułkownika
Piotra hr. Szembeka. Krótko po otrzymaniu szlif oficerskich, wybrał go sobie pułkownik
na adiutanta przybocznego, co nie małym było dla młodego porucznika
odznaczeniem, tam więcej, że Szembek do najwybitniejszych zaliczał się armii
polskiej oficerów. Że się na gorliwości i zdatności młodego Frezera nie omylił,
najlepszym dowodem, że na stanowisku tym pozostawał aż do wybuchu rewolucji listopadowej,
do której generał Szembek za adiutantem swym i całym pułkiem pierwsi się przyłączyli.
Mianowany
przez rząd narodowy generałem dywizji, zatrzymał Szembek i nadal Frezera jako
adiutanta, który na polach grochowskich
przy boku jego mężnie stawał a dywizja mianowicie pod Wawrem dnia 19 lutego
1831 r. krwawą walkę z odznaczeniem stoczyła.
Wiadomym, że po mianowaniu Skrzyneckiego naczelnym
wodzem, otrzymał Szembek dymisje,
adiutanta zaś jego Franciszka Frezera
posunięto na stopień kapitana i powierzono dowództwu jego, batalion nowo
formującego się pułku 12 piechoty liniowej, na czele którego przybycie całą
kampanią …….. i dopiero wtenczas szeregi opuścił, otrzymawszy żądaną dymisję i
złoty krzyż „Virtuti Militari”, skoro wypadła konieczność broń polską w ręce
Prusaków złożyć.
Ś. p. Franciszek nie przyłączył się do kolegów, udających się tłumnie na emigracje, woląc
pozostać w kraju i tu nad zabliźnieniem ran,
jakie nieudana walka społeczeństwu zadała, pracować.
Udał się więc do długoletniego szefa swego, generała
Szembeka do Siemianic, gdzie poznał przyszłą małżonkę swą, pannę Psarską,
dziedziczkę Rojowa.
Zamieniając
oręż na pług, zabrał się gorliwie do pracy a pilnością, poczuciem obowiązku,
zamiłowaniem porządku i ładu, oraz ciężką pracą , do której w karnych szeregach
armii Konstantego przywyknął, wypełniał obowiązki nowego zawodu.
Te wszystkie cnoty odziedziczyła w całym słowa tego
znaczeniu córka ś. p. Aleksandra – i ona jak niegdyś ojciec, ciężkie musiała
staczać walki z wszelakiego rodzaju przeciwnościami, na jakie ziemianie nasi, mianowicie
w dzisiejszych czasach, ze wszech stronach są narażeni. Ona tem więcej,
ponieważ odebrała majątek długoletnią administracją obcych, do szczętu
zniszczony, wycieńczony i zmarnowany. Poślubiwszy p. Bolesława Wężyka z Myjomic,
zaprzysięgła sobie z mężem, że do póki im sił i życia na świecie starczy, jedynym
ich celem będzie, aby te ziemię po praojcach odziedziczoną, chociaż może niewdzięczną,
oczyścić, utrzymać, warunki jej naprawić i tak daleko doprowadzić, by jej niebezpieczeństwo utraty nie groziło.
Odtąd zabrała się ś. p. Aleksandra, wraz z ukochanym
małżonkiem swym do pracy mozolnej, ciężkiej, jakiej mało widzimy dziś przykładów, a trzeba
było widzieć, nieboszczkę, jak z zaparciem się sobie, nie zważając na trudy,
znoje i niewygody, od świtu do nocy po domu i gospodarstwie się krzątała, nic
jej bacznego oka nie uszło, wszędzie była, wszystko widziała, wszystkiego dojrzała, o wszystkim wiedziała.
To też pan Bóg pozwolił jej doczekać pomyślnych rezultatów - walnego zwycięstwa
w walce na ziemi ojczystej – gdyż majątek odebrany, nad miarę obdłużony, zostawiła bez fatyga długu, nawet
bez ciężaru Towarzystwa ziemskiego. Przykład w czasach naszych iście godny
naśladowania.
Jako dziedziczka i pani była dla ludu roboczego i
czeladzi prawdziwą opiekunką i matką – sowicie nagradzała pilnych, skrzętnych i
do dworu przywiązanych, karciła natomiast leniwych i gnuśnych, nieraz
widzieliśmy ja spieszącą w nocy do łoża chorych i cierpiących, by własna ręką
pożywna strawę i leki podawać, a obecnością swą nieść ulgę i pociechę.
Wierna i gorliwa córa Kościoła św. dbała zawsze o to
by i ludzie jej pieczy powierzeni takiemi byli, a jak kapłan nad grobem jej
przemawiający z uznaniem wypowiedział: nie zdarzyło się nigdy, żeby
kiedykolwiek który z ludzi Rojowskich spowiedź św. opuścił. Kogo polubiła, kogo pokochała to jest całym sercem
i nie było ofiary, której by
przyjaciołom i swym bliskim odmówiła.
Od nie jakiegoś czasu złośliwa choroba złamała tę niestrudzoną
panią, a wszystkie staranności rady, i zachody słynnych lekarzy, nie zdołały
tejże usunąć. Aż zamknęły się oczy jej na wieki, na rękach ukochanego męża, bez
jęków, cicho, spokojnie - tak jak całe jej życie.
Pochowano ją w grobowcu familijnym w
kaplicy w Rojowie, którą własnym kosztem wystawiła, upiększyła i uposażyła.
Cześć jej
pamięci – aby jej ta ziemia, której każdą skibę potem pracy zrosiła, którą
całym sercem ukochała, lekką była, oby potomni i następcy na jej grobie, chęć
do jej pracy i do walki o utrzymania ziemi ojczystej, czerpali.
Dziennik Poznański nr 86/1899
Źródło: Dziennik Poznański 1900.06.19 R.42 nr137 - 14/23