Marianna i Melchior Jarmużowie
Melchior Jarmusz, syn Walentego i Marianny z domu Tobołów, urodził się w 1875 roku w Konarskich i na dzień ślubu mieszkał w rodzinnym majątku Obredzie. Wówczas miał 29 lat. Jego wybranką była Marianna Stratyńska, córka Marcina i Agnieszki z Zaworskich, która przyszła na świat i wychowała się w Solcu. W dniu ślubu miała 21 lat. Ślub odbył się w 1904 roku w Bronisławie, miejscowości położonej w województwie wielkopolskim, w powiecie średzkim, w gminie Krzykosy. W 1906 roku urodziła się ich córka Helena, rok później Zofia a w 1908 syn Mieczysław. W 1910 roku Melchior sprawował funkcję sędziego sądu przysięgłych w Poznaniu.
Jarmuszowie w Rojowie
W 1912 roku Melchior Jarmusz, właściciel folwarku Obreda pod Książem, zakupił majątek Rojów, obejmujący ponad 2000 mórg w powiecie ostrzeszowskim od firmy Drwęski & Langner (Marcin Biedermann). Folwark Obreda został nabyty od Jarmuszaa przez jego krewnego Tobołkę z Włostowa pod Środą. Z kolei wieś Wąsosz pod Rawiczem została sprzedana firmie Drwęski & Langner (M. Biedermann) przez Potockiego, poprzedniego właściciela Rojowa. Była to typowa transakcja wymiany majątków ziemskich.
Rojowski dworek na pocztówce z 1907
Działalność gospodarcza i społeczna Melchiora Jarmusza
W roku 1926 Melchior Jarmusz był właścicielem majątku o powierzchni 524 hektarów, w tym 381 hektarów to grunty orne, 47 hektarów łąki i pastwiska, 40 hektarów lasów, a reszta to grunty nieużytkowane. Majątek ten przynosił 864 talary dochodu z gruntów.
Melchior Jarmusz piastował różne stanowiska społeczne i administracyjne. Od 1924 do 1929 był członkiem Wielkopolskiej Izby Rolniczej, wybieranej przez Radę Powiatu. Od 1928 r. aż do wybuchu wojny zasiadał w radzie nadzorczej Banku Ludowego w Ostrzeszowie. Wcześniej w 1927 roku był przewodniczącym tego zarządu.
Jarmuszowie - lata 30.te XX wieku ( Marianna i Melchior Jarmusz siedzą od prawej, w mundurze ich syn ppor. Mieczysław )
Zachowała sie notka prasowa o kradzieży w majątku Jarmuszów
Orędownik Ostrowski nr. 55/1933, s. 2
W przededniu wojny
W nocy z 30 na 31 sierpnia 1939 roku, rojowski dworek Melchiora Jarmusza stał się kwaterą sztabu II Batalionu 28 Pułku Piechoty Strzelców Kaniowskich z Sieradza, będącego częścią Armii „Łódź”. Dowódcą batalionu był kapitan Witkowski. Przed ewakuacją z Rojowa, właściciel majątku ziemskiego, pan Melchior Jarmusz, poprosił żołnierzy o spalenie dwóch stogów żyta znajdujących się w pobliżu zabudowań dworku, aby nie wpadły one w ręce wroga.
Wrześniowa ucieczka i trudny powrót
W 1939 mieszkałam wraz z rodzicami - Rozalią i Michałem oraz dwiema siostrami 10-letnią Marią i 3- letnią Heleną w Rojowie. 1 września miałam rozpocząć naukę w miejscowej szkole podstawowej. Tego dnia wczesnym rankiem obudziło nas pukanie w okno. To był mój dziadek Jakub: „Wy śpicie, a wojna idzie!”- mówił. Wyszliśmy na podwórze, z którego było widać główną drogę. Ludzie uciekali wraz z całym swym dobytkiem, ciągnęli za sobą krowy, kozy, źrebaki, w klatkach nieśli kury i kaczki, dzieci niosły torby, kobiety pchały wózki z niemowlętami. Jedni uciekali pieszo, inni jechali wozami. Panował straszny bałagan, popłoch i panika. Za poleceniem dziadka spakowaliśmy cenniejsze rzeczy, porcelanę, pierzyny, ubrania... i jak wszyscy przed ucieczka, ukryliśmy je w piwnicach kościołka.
Dziedzice rojowskich ziem - państwo Jarmużowie darzyli zaufaniem moich rodziców i dlatego polecili nam byśmy wraz z nimi uciekali. Załadowaliśmy, więc na wóz żywność i ubrania na zmianę i wyruszyliśmy w drogę na wschód. Pan Jarmuż zadecydował, że pojedziemy do Warszawy, bo tam będzie najbezpieczniej. Myliliśmy się.
Wrzesień był bardzo upalny tamtego roku, co znacznie utrudniało podróż. Konie szybko się męczyły i z trudem ciągnęły wozy o ciężkich żelaznych kołach. Musieliśmy iść pieszo a piasek bardzo parzył nas w stopy. Bardzo łatwo było się zgubić, bo drogi były przepełnione ludźmi i wojskiem. Było ciężko. Pamiętam jak pewnego dnia zatrzymaliśmy się na odpoczynek w ogromnym sadzie. Było tam pełno ludzi. Siedzieliśmy w cieniu jabłoni, gdy wtem nadleciały niemieckie samoloty. Wybuchła panika. Ludzie zaczęli kryć się pod drzewami, w radlinach na pobliskim polu, nas ojciec wciągnął pod wóz. Nagle usłyszeliśmy świst kul wśród liści. Ostrzał nie trwał długo a mimo to zginęło wówczas wielu ludzi...
Gdy zbliżaliśmy się do Warszawy, wstąpiliśmy do dworu, we wsi Dobra. Znajdował się tam duży ogród, pośrodku którego stał piękny pałacyk. Było tam też gospodarstwo. Rządca tego majątku prosił pana Jarmuża abyśmy tam pozostali, bo dziedzic uciekł a on sam nie umiał mówić po niemiecku. Odradził dalszej podróży do Warszawy, bo tam toczyły się walki. Zatrzymaliśmy się, więc na kilka dni. Państwo Jarmużowie zamieszkali w pokojach pałacowych a my spaliśmy w sieni. Moi rodzice podjęli pracę w gospodarstwie, a ja z siostrami i miejscowymi dziećmi całymi dniami bawiłyśmy się w ogrodzie. Przez moment udało nam się nawet zapomnieć, że wokół nas toczy się wojna. Jednak to nie trwało długo. Pewnej nocy ok. godziny 500 obudziły nas wybuchy i odgłosy strzałów. Gdy za oknem ujrzeliśmy słupy ognia stało się jasne, że obok przechodzi front. Pani Jarmuż przyszła po moją mamę, aby poszła z nią i innymi kobietami mieszkającymi w pałacu modlić się. Mama nie zgodziła się, powiedziała, że jeśli ma zginąć to razem ze swoimi dziećmi. Walka na zewnątrz trwała bardzo długo, a przynajmniej tak mi się wydawało. W końcu pan Jarmuż wyszedł ocenić sytuację. Wojna nie była mu obca, bo niegdyś walczył w I wojnie światowej. Gdy wrócił powiedział, że możemy iść spokojnie spać, bo wojsko polskie zbiegło i ostrzeliwanie pada z jednej strony. Front przeszedł a zatem mogliśmy wracać do domu. To, co widzieliśmy w drodze powrotnej na zawsze utkwiło mi w pamięci. W rowach leżało mnóstwo zabitych cywilów, żołnierzy, koni... To był straszny widok.
Po powrocie poszłam do szkoły. Nie uczyłam się tam jednak długo, bo tylko dwa tygodnie. Potem wyszedł zakaz uczęszczania polskich dzieci do szkoły. Wówczas pani Jarmuż i jej córki zorganizowały w dworku tajne lekcje. Uczono nas pisania, czytania i liczenia.
Przymusowe wysiedlenie
Jarmuszowie padli ofiarą pierwszych zorganizowanych wysiedleń, które miały miejsce w Ostrzeszowie 6 grudnia 1939 roku. W tym samym okresie do Generalnej Guberni wysiedlono również inne rodziny ziemian i przemysłowców z tego regionu. Wysiedlenia odbywały się bez ostrzeżenia, nocą i pozwolono zabrać tylko kilka osobistych przedmiotów.
Po wojnie
W wyniku przeprowadzonej reformy rolnej Jarmuszowie nie odzyskali swego majątku. Po wojnie zamieszkali w miejscowości Gronowo (powiat Leszno). Melchior zmarł w 1952 roku i został pochowany w Lesznie. Marianna Jarmusz zmarła w 19 lutego 1858 roku i spoczęła obok męża.
Graf Wł., Ostrzeszów Bank Ludowy, Ostrzeszów 1993, s. 20, 24 i 27
Kurier Poznański 1935.02.15 R.30 nr 75
Dzieje Ostrzeszowa, Kalisz 1990, s.225-226
https://geneteka.genealodzy.pl/
Postęp 1910.06.23 R.21 Nr142 s. 3
NDIGCZAS003509_1928_023.pdf (uj.edu.pl)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz